Czym jest ta magiczna więź między właścicielem, a psem? Czy można to gdzieś kupić albo nauczyć się? Może dodają do płatków?
Nic z tych rzeczy. Więź, o której mówią i równie często zapominają osoby psiolubne to nic innego jak zrozumienie i zaufanie, i to takie który działa w obie strony. Więź występuje w chwili, w której rozumiesz czego potrzebuję twój pies, zanim o to poprosi. Gdy jesteś w stanie zmienić spacerową trasę, bo twój psiak pokazał, że ostatnie miejsce do którego się uda, to ten zagajnik. To pies leżący cicho, gdy boli cię głowa- bo on wie! To Lider zaprzęgu, który skręca w lewo na komendę wypowiedzianych szeptem przez jego zmarzniętego maszera.
Jaką ja mam więź ze swoimi psami? Nie umiem tego ocenić. Nie ma żadnej skali punktacji w tej dziedzinie. Wiem jednak, że mam przy sobie psy, za którymi skończyłaby w ogień, a one przepłynęły by ocean. Najsłabiej jak na razie dogaduje się z Luxem, ale on jest najmłodszy. Jeszcze znajdziemy wspólny język.
Pamiętam taką wyprawę, kilka lat temu, gdy szłam z moimi psami linią zatoki. Chodziłam wtedy dużo po klifach, z dala od turystów. Jak zawsze miałam plecak załadowany po sam komin, ciężkie buty, przez których podeszwy nie czuć za mocno kamieni. Pogoda była piękna! Słońce mocno świeciło tego dnia, lecz cień, które dawały drzewa i morska bryza zachęcały do dalszej trasy. Chodząc po klifie trzeba jednak czasem z niego zejść. Wybrałam ścieżkę, ale pies odmówił. Alma usiadła na tyłku i stwierdziła że nie zrobi nawet kroku- można powiedzieć, że mi psa zamurowało. Jedyne widoczne zejście, a pies odmówił zejścia. Stwierdziłam, że pokażę jej że nic się nie dzieje i…. byłam w błędzie! Gdy postawiłam nogę na wyżłobioną drogę mój but niespodziewanie zjechał w dół. Dzień wcześniej padało i mój pies w jakiś sposób wyczuł, że nie jest bezpieczne na tej drodze. Nie pozwolił mi tam wejść.
Kilka lat temu stwierdzono u mnie wadę serca. Było przez jakiś czas bardzo ciężko. Leki i ciągle zawroty głowy, osłabienie, apatia… Było nieciekawie. Potrafiłam dostać ataku przez który potem cały dzień miałam wyjęty z życia. Zawsze jednak przed takim atakiem coś się ze mną działo. Czułam się słabsza, jakby wypompowana…. Zawsze ten proces wyglądał podobnie- Czułam się źle, brałam butelkę wody, popiłam tabletki i kładłam się na łóżku aby odpocząć, oczywiście otoczona psami. Głaskałam Je odpoczywając i zasypiając. Gdy Alma pierwszy raz przyniosła butelkę z wodą nie zorientowałam się o co chodzi. Za drugim albo trzecim razem powiązałam ze sobą fakty. Moja Alma jeszcze przed atakiem przeczuwała że ze mną źle. Wiedziała, kiedy nastąpi atak, zanim sama się zorientowałam. Wiedziała, że gdy tak się dzieje, to ja zaczynam szukać butelki, więc sama zaczęła ją mu przynosić. Znała bicie mojego serca, więc czuła gdyby było źle i działała po psiemu. Gdyby nie czas, który razem spędziłyśmy, więź, którą udało Nam się zbudować, to nie zadziałała by w taki sposób. Nie raz zasypiała ze swoim łbem na mojej klatce piersiowej… I jak widać było to dobre i dla mnie i dla niej.
Kolejny przypadek, znów mojej Almy. Gdy malutka skończyła 2 lata pewien (………!!!!!*&^%$&#*$!!!!……….) imbecyl rzucił jej pod nogi petardę, przez co zaczęła bać się wystrzałów. Alma ma już 7 lat, przeżyła ze mną wystarczającą liczbę sylwestrów, aby… bać się dalej, lecz teraz w inny sposób. Oczywiście zauważa wystrzały, jest niespokojna, nasłuchuje… Lecz gdy jesteśmy w domu spojrzy na mnie z pytaniem, czy coś z tym robimy, a gdy zobaczy, że ja się ich nie boje, to idzie spać. Na podwórku jest gorzej, czy na naszych trasach spacerowych- wtedy włącza się jej obrona człowieka- naciąga smycz, próbuje dogonić fajerwerki i zagryźć je, lub chociaż odgonić szczekaniem. W przedostatnie święta jednak fajerwerki zaskoczyły Nas na spacerze. Alma wyskoczyła przed siebie, wyrywając mi smycz z ręki. W głowie miałam już śmierć i wielodniowe poszukiwania psa po okolicznych wioskach, jednak… W umyśle mojego psiaka pojawiła się informacja “Houston, mamy problem! Linka luźna”. Wróciła do mnie z pytaniem “Ej, co się dzieje? Trzymaj mnie, bo zagryzę bumbumy!”, po czym poczekała, aż złapie smycz… I wróciła do oszczekiwania nieba. Nie uciekła, ale proszę Was! Przy tych rozbłyskach na niebie byłam w tak dużym szoku, że po nowym roku zdecydowałam się wreszcie na terapię odczulającą (co skończyło się treningiem przy blasku fajerwerków w tym roku- i Ona i Ja byłyśmy zadowolone 😉 )
Więc czym jest więź? Ciężko to rozgryźć, jest wiele definicji, lecz dla mnie jest to zaufanie, którym obdarzają mnie moje zwierzęta, ich radość z naszej wspólnej pracy, oraz to, że jestem dla nich bezpieczną przystanią- osobą, przy której nie stanie im się nic złego, a nawet jeśli, to wiedzą, że naprawię to co złe. Dzięki temu i One chcą o mnie dbać, pomagać mi i chcą ze mną pracować, bo im daje radość to, że się z nich cieszę. Jak z dzieckiem, które daje laurkę swoim rodzicom- jeśli zobaczy, że Mama, czy Tata powiesili ją na ścianie, ucieszyli się z niej, to przyniosą kolejną, a jeśli nie zobaczą żadnej pozytywnej reakcji, to dlaczego następnym razem miałoby się starać?
Czym dla Was jest więź z psem?
Jak nad nią pracujecie?
Jakie historie macie z nią związane?
Do usłyszenia 🙂